By Ja

środa, 30 stycznia 2013

Rozdział 1

Trzy siedemnastoletnie dziewczyny wyruszyły na podbój Londynu. Ja, Klaudia i Patrycja, która miała do nas dotrzeć przyjechałyśmy tu na wakacje razem z moim bratem Joshem, który jest Brytyjczykiem jak nasz ojciec. Josh jest synem taty z pierwszego małżeństwa. Jego matka zmarła przy porodzie, dlatego tata przyleciał do Polski, później poznał mamę, pobrali się i ja się urodziłam. Na wakacjach zamieszkamy w domu taty z przed przeprowadzki.


~~*~~


"Pasażerowie lotu dwadzieścia cztery do Londynu proszeni są o podejście do bramki."


- To co, idziemy? - zapytał Josh.   

- Idziemy.- potwierdziłam. Po raz pierwszy lecę samolotem, dlatego strasznie się boję. Chwyciłam brata za rękę. Zawsze tak robiłam gdy się bałam. Czasami on sam wyczuwał mój strach i pierwszy mnie chwytał. Josh spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Teraz wiedziałam, że będzie dobrze. Podeszliśmy do bramki i oddaliśmy swoje bagaże. Przeszukali jeszcze nas i nasze bagaże podręczne i mogliśmy wsiadać do samolotu. Usiedliśmy na swoje miejsca, a stewardessa poprosiła nas i resztę pasażerów o zapięcie pasów, gdyż za chwilę startujemy. Zapięłam szybko pas i od razu chwyciłam Josha za rękę. On zbliżył się do mnie i szepnął mi na ucho, że wszystko będzie dobrze. Ufałam mu mimo wszystko. Gdy wystartowaliśmy puściłam rękę Josha i podziękowałam mu. Porozmawiałam z Klaudią na temat tego, co będziemy robić w Londynie. Później wyciągnęłam telefon i MP3. Telefonem zrobiłam nam zdjęcie i wstawiłam na twittera z dopiskiem "Londynie... Przybywamy  ♥ "  Schowałam telefon z powrotem do torby i włączyłam MP3. Pierwszą w kolejce piosenką była " Dżem - Wehikuł Czasu " . Włożyłam słuchawki i próbowałam zasnąć. Po około dwóch godzinach ktoś zaczął mną szturchać. Klaudia obudziła mnie mówiąc, że jesteśmy na miejscu. Wzięłam swoją torbę i wyszliśmy z samolotu. Poszliśmy po resztę naszych bagaży i zamówiliśmy taksówkę, która przyjechała po nas w upływie kilkunastu minut. Josh podał młodemu taksówkarzowi adres i po około trzydziestu minutach zatrzymaliśmy się przed wielką willą. Nie mogłam uwierzyć, że mój ojciec mieszkał w tak ogromnych domu i nigdy mnie do niego nie zabrał. Mój brat zapłacił jeszcze za przewóz i mogliśmy wejść do nowego domu. Każdy sam wybrał sobie pokój a było ich wiele. Mój pokój był fioletowy, a na jednej ze ścian była namalowana wielka flaga Wielkiej Brytanii. Łóżko, które stało po środku wielkiego pokoju było dosyć duże. Pościel była koloru fioletowego. Na ścianie wisiał telewizor, który znajdował się pomiędzy dwoma, wielkimi szafami. W rogu pokoju stało biurko z laptopem. Obok niego stała gitara. Po drugiej stronie było okno z wejściem na balkon. Na środku leżał fioletowy dywan w jasnym odcieniu tego koloru. Na dywanie stał średnich rozmiarów stolik. Wszystko razem komponowało się świetnie. Odstawiłam walizki i poszłam zobaczyć pokój Klaudii. Jej pokój był prawie identyczny jak mój, tylko dominowały tam kolory różu i bieli, a zamiast gitary miała akcenty sportowe. Teraz został mi jeszcze pokój Josha. Jego królestwo było dwa razy większe od mojego. Ściany były czarne, tak samo jak dywan i pościel. Na jednej ze ścian była namalowana perkusja. Pokój był przedzielony na dwie części. W drugiej były instrumenty ; jemby, timbalesy, bongosy, konga i oczywiście perkusja. Ale to tylko część z nich. Pokój był niesamowity. Podeszłam do Josha i przytuliłam go.

- Wymykałeś się tutaj z Polski, prawda?

- Można tak powiedzieć. - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. - Idź się rozpakować. Później będziecie mogły iść na spacer.

Poszłam z powrotem do swojego pokoju i wzięłam się za walizkę, w której znajdowała się dolna partia ubrań. Układałam równo spodnie, szorty leginssy i spódnice. Schowałam je do pierwszej szafy. Później przyszła pora na resztę. Bluzki, bluzy, swetry, topy i sukienki schowałam do tej samej szafy, ponieważ było w niej jeszcze dużo miejsca. Z trzeciej walizki wyjmowałam po kolei całe moje obuwie ; botki, koturny, półbuty, trampki czółenka, obcasy, Vansy, baleriny i sandały, a nawet jedną parę ukochanych Martensów i chowałam je do drugiej szafy. Jako iż była dopiero 17.30 przebrałam się w top, szorty i botki, a na to dżinsową narzutę i poszłam razem z Klaudią do Milk Shake City. Idąc tam cały czas rozmawiałyśmy.

- To co, jutro z samego rana na zakupy, a potem na imprezę? - zaczęła Klaudia

- No a jak. Ale wiesz, że musimy też zwiedzić to miasto. Przez weekend idziemy do wesołego miasteczka. W piątek pójdziemy na basen.

- Bardzo chętnie. Tylko muszę sobie kupić nowy strój kąpielowy.

- Mi też by się przydał nowy.

- A tak w ogóle kiedy Patrycja przylatuje?

- W tę środę.

- Dlaczego nie przyleciała z nami?

- Musiała coś załatwić.

- Yhym. O! Jesteśmy na miejscu. - Przyjaciółka wskazała głową na lokal. Weszłyśmy do środka, w którym nie dało się oddychać. Była cały zapełniony ludźmi. Jakieś dziewczyny przed nami ciągle piszczały, a jedna nawet zemdlała. Okazało się, że jakiś boysbandzik był w środku. Po chwili z zaplecza wyszło pięciu chłopaków, których skądś znałam, ale jednak nie mogłam ich skojarzyć. Nagle do głowy wpadły mi dwa słowa. One Direction.

5 komentarze: